3 - Kościół Zielonoświątkowy Jezus Jest Panem w Lubaniu

Jezus jest Panem
Przejdź do treści

3

Rozmowa z pastorem Edwardem Czajko, teologiem, autorem książki Nasza Wiara, o najważniejszych różnicach między zielonoświątkowcami a katolikami.

CHN: Żyjemy w kraju, w którym dominującym wyznaniem jest katolicyzm. Większość zielonoświątkowców pochodzi z rodzin katolickich. Jakie są zasadnicze różnice między nauczaniem Kościoła katolickiego a nauczaniem Kościoła zielonoświątkowego?

Edward Czajko: W naszym Kościele zasadniczo trzymamy się podstawowych zasad reformacji.

Czyli?

Źródłem wiary jest tylko Biblia. Tylko w Chrystusie jest usprawiedliwienie. Usprawiedliwienie to akt łaski i aby je osiągnąć wystarczy przyjąć ten dar w wierze. I tylko Bogu należy oddawać chwałę.

Jak odpowiedziałby na to katolik?

Pewnie tak, że oprócz Biblii źródłem wiary jest tradycja i wpisane w nią nauczanie Kościoła, że w zbawieniu mogą pomóc osoby przez tę wspólnotę uznane za święte. One wraz z Marią z Nazaretu wypraszają łaski. No i że bez dobrych uczynków nie można zostać zbawionym.

Pośrednictwo świętych i Marii to raczej wyraz pobożności, bo doktrynalnie katolicy zgodzili się z protestantami, że zbawienie – protestanci wolą słowo usprawiedliwienie – to łaska, a więc dar i to bez zasług, którego źródłem jest wyłącznie  śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.

Obawiam się, że deklarację tę zna niewielka grupa katolików. Nie lekceważyłbym pobożności. Ona wyraża treści wiary.  Treści te są przeżywane w praktyce. A jaka jest praktyka? Pełna pośrednictwa świętych. Pośrednictwa Marii. Kościół katolicki jest bardzo skoncentrowany na jej osobie. W tak niebezpieczny sposób, że Maria otaczana bywa czcią, jaka przynależy się tylko Bogu. Wręcz wydaje się, choć rzeczywiście bardziej w praktyce duszpasterskiej niż w oficjalnej doktrynie, że Kościół katolicki mówi, a jego wierni wierzą, iż Święci, a zwłaszcza Maria, mogą pośredniczyć w usprawiedliwieniu. Mogą mieć wpływ na zbawienie człowieka.

A jeśli to brak precyzji w rozumieniu głoszonych prawd? Mówimy innymi językami. Katolicy mogą rozumieć to pośrednictwo inaczej. Nie jest to zastępowanie Jezusa. Święci i Maria nie wchodzą w rolę Jezusa. Tylko On jest jedyną drogą do Ojca i nikt nie przychodzi inaczej do Boga, jak tylko dzięki Chrystusowi, dzięki jego śmierci i zmartwychwstaniu. A święci, w tym Maria z Nazaretu, modlą się za wiernymi, aby tę drogę odkryli, skorzystali z niej, przyjęli dar usprawiedliwienia. I tylko w tym sensie mają wpływ na zbawienie. To raczej wstawiennictwo, czasem nazywane pośrednictwem, ale w znaczeniu modlenia się za proszącymi o modlitwę.

To i tak znacznie odbiega od tego, co mówi Biblia. Pismo Święte nie wskazuje nam na ten rodzaj wstawiennictwa. Ci, którzy odeszli ze świata, mają się za nas modlić? Biblia nic o tym nie mówi. Wręcz przeciwnie. Uczy, aby nie kontaktować się ze światem zmarłych. Oni są w rękach Boga. A poza tym obrazy i figury Marii, przedstawiające Matkę bez Syna oraz sposób jej prezentowania na przykład w kazaniach albo pieśniach, może sugerować, że rzeczywiście jest ona bliżej  człowieka i lepiej go rozumie niż Bóg. Stąd już bardzo blisko do bałwochwalstwa.

Bałwochwalstwa związanego z obrazami i figurami?

To też, ale bardziej z rolą Marii, która wkracza w miejsce Boga. Zajmuje w sercach wiernych miejsce należne Bogu. Zaczyna przesłaniać Chrystusa. Gdy tymczasem była to wspaniała kobieta z Nazaretu, która usuwała się w cień, aby jej Syn był na pierwszym miejscu. Jak w Kanie Galilejskiej. Czasem nie wszystko mogła pojąć, ale zawsze wiernie Synowi towarzyszyła. Zawsze na drugim, albo trzecim planie. Wierna do końca. Wierna pod krzyżem.

Ale tam właśnie – mówią katolicy – Jezus dał ją ludziom jako duchową Matkę, mówiąc do Jana: „Oto matka twoja”.   

To zdanie jest wezwaniem do miłości wzajemnej. Jezus z krzyża przypomina swoje najważniejsze przesłanie. Tak rozumiemy ten tekst. Ja, Syn Boży troszczę się o was, nawet w godzinie śmierci. Troszczcie się więc o siebie wzajemnie. Bo jak pisze Paweł w Liście do Tymoteusza: „jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego.”

Wróćmy do różnic. Gdzie jeszcze występują?

My, na podstawie Biblii, wiemy, że zbawienie jest za darmo, z łaski Bożej.  Katolicy stale wspominają zaś o konieczności zasłużenia sobie na usprawiedliwienie. Dlatego kazania katolickie i codzienne nauczanie koncentrują się na moralności. Trzeba wypełniać przykazania,  aby zostać zbawionym. Dobre uczynki są kluczem do usprawiedliwienia. To może w takim razie śmierć Chrystusa była niepotrzebna, skoro człowiek może zbawić się dzięki przestrzeganiu Bożego Prawa? Biblia twierdzi zgoła inaczej. Dzięki krwi Chrystusa zostaliśmy usprawiedliwieni. To ona obmywa nas z grzechów, a nie nasze uczynki. Uczynki nie wymazują naszych win. Grzech powoduje wieczną śmierć. Powinniśmy umrzeć na zawsze. Ale Jezus bierze te grzechy na siebie i umiera za nas. I przeprowadza nas do nowego życia. Daje nam je za darmo, bez naszych zasług. Tak mówi Biblia.

Nie byłbym taki pewien, że katolicy tak bardzo upierają się przy dobrych uczynkach jako drodze do zbawienia. Raczej zwracają uwagę, że wiara, dzięki której przyjmujemy  usprawiedliwienie, nie może być tylko deklaracją słowną, a powinna wyrażać się także poprzez czyny. Tak przecież też twierdzi Biblia.

Najpierw Chrystus przychodzi do nas. Możemy Go przyjąć do naszego życia dzięki wierze. Jeśli Go przyjmujemy, to otrzymujemy za darmo, jeszcze zanim cokolwiek zrobimy, zupełnie niezasłużenie, dar zbawienia, dar życia wiecznego. I dalej, żyjąc z Chrystusem, wzrastamy w wierze i jak gałąź wszczepiona w krzew przynosimy owoce dobrych czynów, owoce przestrzegania przykazań. Biblia pisze o takiej kolejności. Najpierw spotkanie z Jezusem, przyjęcie go przez wiarę do swojego życia. I już wtedy człowiek otrzymuje zbawienie. Owocem tego przyjęcia Jezusa, spotkania ze Zmartwychwstałym, owocem żywej wiary jest przemienione życie.

Inne różnice. Różni nas chrzest?

Raczej moment jego przyjęcia. Uważamy, że poprzedzać go powinna wiara. „Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony” – takie słowa Jezusa zapisał w swojej Ewangelii Marek. Jesteśmy wierni temu porządkowi. Kolejność jest taka: uwierzyć, a następnie przyjąć chrzest, czyli dać wyraz swojej wierze, zanurzając się w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. To jest droga do zbawienia.

Pastorze, ale wiara jest łaską. Darmowym podarunkiem od Boga. Może być maleńka jak ziarno gorczycy. Niemowlak dostaje ją od Boga jak dar życia. I rodzice pomagają mu w rozwijaniu tych darów – życia i wiary. A więc porządek biblijny nie zostaje zachwiany, gdy chrzci się niemowlęta.

Biblia wyraźnie opisuje chrzty dorosłych.

Ale są w niej opisy chrztu wiernych razem z ich domem, czyli można domniemywać, że chodzi o wszystkich domowników, w tym także dzieci.

Domniemania i domysły nie powinny być źródłem nauczania. Chrzest dzieci wyrastał z lęku, że jeśli umrą bez chrztu, mogą nie zostać zbawione. Bóg miałby być tak okrutny? To niemożliwe. My po narodzeniu dzieci przynosimy je do Boga. Wszyscy się za nie modlimy. I Bóg je błogosławi, aby rozwijały się, dojrzewały. Aby kiedyś świadomie podjęły decyzję o przyjęciu Jezusa do swojego życia. Aby wyznały, że On, który umarł za nie i zmartwychwstał dla nich, jest Panem ich życia. Ten akt wiary będzie wystarczający do udzielenia chrztu. Ale trzeba powiedzieć wyraźnie, że co do istoty chrztu nie ma różnic między protestantami, w tym zielonoświątkowcami, a katolikami. Wszyscy wierzymy, że zanurzając się w wodzie, zanurzamy się w Chrystusie, w jego śmierci, a wynurzając, powstajemy z Nim do nowego życia. Dlatego lepiej, aby chrzest odbywał się  przez zanurzenie, a nie pokropienie.

W rozumieniu eucharystii, wieczerzy pańskiej też nie różnimy się zbytnio.

To zależy. My wierzymy w prawdziwą, ale duchową obecność Chrystusa. Spożywając chleb i wino, mamy społeczność, wspólnotę, duchowo uczestniczymy w Ciele i Krwi Chrystusa, gdy na pamiątkę Jego śmierci i zmartwychwstania spotykamy się, tak jak to polecił, na Wieczerzy. To nawiązuje do żydowskiej wieczerzy paschalnej. Żydzi wspominają wówczas wyzwolenie  z niewoli egipskiej. My wspominamy uwolnienie od grzechu i śmierci. I wspominając, uczestniczymy w tych zbawczych wydarzeniach. Duchowo, prawdziwie mamy społeczność, czyli związek, więź, spotkanie z  Jezusem. Stajemy pod krzyżem. Duchowo. I odwiedzamy pusty grób. Duchowo. Prawdziwie, duchowo spotykamy Jezusa zmartwychwstałego. Ale nie mówimy tak jak katolicy, że chleb przemienia się w swojej istocie w ciało Jezusa albo że wino przeistacza się w krew. To są spekulacje filozoficzne rodem ze świata greckiego, obce duchowi Biblii.

Wciąż Pastor przywołuje Biblię.

Bo to nasze jedyne źródło wiary. Tradycję pozabiblijną, pisma pierwszych chrześcijan, ustalenia pierwszych soborów traktujemy wybiórczo, stosując kryterium zgodności z Biblią.

Tyle wspólnot chrześcijańskich powołuje się tylko na Biblię, ale niestety różnice w jej odczytywaniu i interpretowaniu sprawiły, że wciąż dochodziło i dochodzi do podziałów.

Ważne, aby wszystko działo się  w miłości, we wzajemnym poszanowaniu. Protestantyzm był reakcją na zeświecczenie Kościoła katolickiego, na jego koncentrację na sprawach materialnych, na grzech, na zapomnienie Biblii. To było wielkie pragnienie odnowy, powrotu do źródeł. Sądzę, że ten nurt chrześcijaństwa wydał i wydaje wciąż dobre owoce. Pełne życia. A i w reakcji na protestantyzm Kościół katolicki w wielu dziedzinach przeżył swoje odnowienie. Oczywiście protestanci nie mają  wspólnego przywódcy. Swojego papieża. I może dlatego wydają się tak podzieleni, choć są to głównie różnice natury etycznej. W dodatku powstały zupełnie niedawno. Jedność duchowa, jedność w fundamentach wiary ważniejsza jest jednak od jedności organizacyjnej. A w zasadniczych sprawach wspólnoty wywodzące się z nurtu protestanckiego są zgodne. Tylko Biblia. Tylko łaska. Tylka wiara. Tylko Chrystus. Tylko Bogu chwała.

Co na ten temat sądzisz? Czekamy na Twój list@ubodzywduchu.pl


     

Kościół zielonoświątkowy a  Kościół katolicki




Co nas dzieli, co nas łączy?

W co wierzymy?



Chrzest

Kościół katolicki

Chrzest to sakrament (widoczny znak niewidzialnej łaski), dzięki któremu ochrzczony otrzymuje od Boga dar nowego życia. Chrzest oczyszcza z grzechu pierworodnego i grzechów osobistych oraz włącza we wspólnotę Kościoła, a co najważniejsze otwiera drogę do zbawienia, bo jest „zanurzeniem w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa”. Można chrzcić niemowlęta i dzieci (przez pokropienie wodą głowy), bo łaska wiary podarowana w chrzcie, podobnie do daru życia, rozwija się dzięki pomocy rodziców. Uzasadniając chrzest dzieci, Kościół katolicki powołuje się na biblijne opisy chrztu „wraz z całym domem”, przyjmując, że wskazują one  na chrzest udzielany również dzieciom. Katolicy uzasadniają chrzest dzieci także tradycją wczesnochrześcijańską (m.in. Orygenes, III wiek n.e.).

Kościół zielonoświątkowy

Chrzest to ustanowiony przez Jezusa znak  związania się z Chrystusem i jego Kościołem. Zanurzenie w wodzie jest wyrazem i potwierdzeniem wiary w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Dlatego chrzest mogą przyjąć wyłącznie osoby dorosłe, które otworzyły swoje serca  i przyjęły Jezusa do siebie. To postępowanie jest  zgodne z biblijnym porządkiem (Mk 16,16): „kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony”. Chrzest poprzedza wiara i związane z nią nawrócenie. Wyraźnie widać to w najwcześniejszych praktykach chrztu. Piotr mówi do słuchaczy (Dz 2,38): „Nawróćcie się i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie dar Ducha Świętego”. Zanurzenie w wodzie jest więc zarówno znakiem wiary, potwierdzeniem odpuszczenia grzechów, jak i uzdolnieniem ochrzczonego do przyjęcia darów Ducha Świętego. Kościół zielonoświątkowy nie znajduje uzasadnienia biblijnego do chrzczenia dzieci w zapisach o chrzcie „wraz z całym domem”. Słowa te bowiem nie wspominają wprost o dzieciach, a domysły nie powinny stanowić podstawy dla prawd wiary. Biblia nie zawiera ani jednego opisu chrztu dziecka. Kościół zielonoświątkowy szanuje pisarzy wczesnochrześcijańskich, ale za źródło prawd wiary i postępowania uważa jedynie Biblię. Zielonoświątkowcy, zachęceni przez Jezusa, błogosławią  niemowlęta i małe dzieci, modląc się razem z ich rodzicami o to, by przyjęły kiedyś Jezusa do swojego serca. Taka wiara, której wyrazem i potwierdzeniem stanie się chrzest, wystarczy, aby zostać zbawionym i żyć wiecznie.

Wieczerza Pańska

Kościół katolicki

Wieczerza odbywa się w czasie Mszy (Eucharystii). Zgromadzenie wiernych z kapłanem na czele, który działa w imieniu Chrystusa (w osobie Chrystusa), wspomina i uobecnia ofiarę, jaką  Jezus poniósł na krzyżu. Spożywając ciało i krew Zbawiciela pod postacią chleba i wina (w praktyce najczęściej tylko pod postacią chleba), katolicy pozostają w komunii (jedności) z Bogiem, dziękują mu za śmierć i zmartwychwstanie Jego Syna. Wierzą, że kiedy kapłan w czasie Mszy wypowiada w imieniu Chrystusa słowa: „(…) To jest Ciało moje (…) To jest Krew moja (…)” następuje realna przemiana chleba w ciało, a wina w krew Chrystusa. Zewnętrzne przypadłości (czyli m.in. ciężar, smak, kolor i zapach) pozostają niezmienione, ale to co najistotniejsze ulega zmianie i to na trwałe. Dlatego po zakończeniu Mszy, chleb jest nadal Ciałem Chrystusa. Można go zanieść np. chorym, którzy na Mszę nie mogli przybyć.

Kościół zielonoświątkowy

Wieczerza Pańska jest nie tylko wspominaniem, ale i uobecnianiem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Wierni, wspominając, uczestniczą duchowo w zbawczych wydarzeniach. Stają pod krzyżem i przy pustym grobie. Przechodzą razem ze Zbawicielem ze śmierci do życia, z niewoli grzechu do wolności dzieci Bożych. Radośnie dziękują za swoje zbawienie. W czasie Wieczerzy spotykają Chrystusa prawdziwie obecnego. A spożywając chleb i wino uczestniczą w Jego ciele i krwi (ale tylko podczas nabożeństwa, bo Biblia nie wspomina nigdzie o trwałej przemianie chleba i wina). To spotkanie (społeczność, jedność) z Chrystusem w chlebie i winie poprzedzone jest wyznaniem grzechów. Bóg je odpuszcza. To jego dar. Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa wierzący uzyskuje zbawienie. Za darmo. Bez żadnych własnych zasług.



Maria, matka Jezusa



Kościół katolicki

Katolicy nazywają Marię Matką Bożą. Tytuł ten wiążą z boskością jej Syna. Skoro poczęła i urodziła prawdziwego człowieka i prawdziwego Boga w jednej osobie, to w tym znaczeniu można ją nazywać Matką Bożą. Maria według katolików urodziła się wolna od grzechów, bo Bóg, przewidując zasługi Chrystusa, uchronił ją od grzeszności. Jako dziewica, przy udziale Ducha Świętego, poczęła Jezusa. Katolicy przyjmują, że Maria do końca życia pozostała dziewicą, a biblijne sceny z udziałem braci Jezusa opowiadają zdaniem teologów katolickich o jego bliskich krewnych (kuzynach), nie zaś  o rodzonych braciach. Ludzie wielokrotnie zwracali się do Marii z prośbą o wstawiennictwo u Jezusa (np. wesele w Kanie Galilejskiej). Dlatego również dzisiaj katolicy proszą Marię, która z ciałem i duszą została wzięta do nieba, o wstawiennictwo u Boga. Tym bardziej, że Jezus, zdaniem katolików, wskazał Janowi, a tym samym wszystkim wierzącym, Marię jako duchową matkę, mówiąc z krzyża: Oto matka twoja (J 19,27).

Kościół zielonoświątkowy

Maria to  – zgodnie z biblijnymi określeniami (Łk 1,43) – Matka naszego Pana. Została uszczęśliwiona (błogosławiona) przez Boga, który zdecydował, że to właśnie ona, przy udziale Ducha Świętego, pocznie i wyda na świat Jego Syna. To niesamowite wyróżnienie (łaską wypełnienie, obdarowanie) Maria przyjęła z wielką pokorą. Kościół zielonoświątkowy dostrzega jej, wyznaczoną przez Boga, bardzo ważną rolę w historii zbawienia. Z tego też względu z wielkim szacunkiem odnosi się do błogosławionej Matki Pana.

Maria zawsze jednak wskazywała na działanie i moc Jezusa (np. wesele w Kanie Galilejskiej). Stała wraz z Janem pod krzyżem, kiedy Chrystus  przypominał o przykazaniu miłości, prosząc, aby Maria i Jan opiekowali się sobą. W tym znaczeniu słowa Jezusa wzywają wszystkich wierzących do pełnej oddania, wzajemnej troski o siebie. Jak każdy człowiek, dotknięta grzechem, Maria potrzebowała zbawienia. Uzyskała je dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. W Biblii nie ma mowy ani o bezgrzeszności Marii, ani o jej wzięciu z duszą i ciałem do nieba. Biblia wskazuje natomiast, że oprócz Jezusa, Maria miała także inne dzieci. Bracia Jezusa są nawet wymienieni z imienia (Mk 6,3). Józef i Maria tworzyli typową dla ówczesnej kultury wielodzietną rodzinę. Dziewictwo Marii dotyczy poczęcia Jezusa bez udziału mężczyzny, na skutek działania Ducha Świętego.

Kościół zielonoświątkowy unika określania Marii mianem Matki Bożej, bo w praktyce prowadzi to do kultu maryjnego, czyli oddawania Marii chwały i czci, uznawania jej za pośredniczkę na drodze zbawienia oraz za osobę lepiej od Boga rozumiejącą ludzkie potrzeby. Według Biblii jedynym pośrednikiem na drodze do Ojca jest Jezus (J 14,6). Bóg jest jeden – w osobach Ojca, Syna i Ducha Świętego – i tylko Jemu należy się chwała. Maria w ludowej, katolickiej pobożności oraz w poglądach niektórych teologów, wydaje się odbierać chwałę należną Bogu. Procesje z jej figurą, wędrówka jej obrazów po domach, przypisywane tytuły (np. „Królowa Aniołów”, „Królowa Świata”) nie tylko nie znajdują żadnego uzasadnienia w Bożym Słowie, ale wręcz są jego zaprzeczeniem. Ludzie wierzący zawsze mogą zwracać się bezpośrednio do Boga, który ich kocha i rozumie najpełniej. Boga, który jest Królem królów i Panem panów, który tak bardzo umiłował świat, że Syna swego dał, aby ludzie nie zginęli.



Papież

Kościół katolicki

Papież to w rozumieniu Kościoła katolickiego następca świętego Piotra. To właśnie tego ucznia Jezus nazwał skałą, na której zbuduje swój Kościół. To jemu postanowił dać moc podejmowania wiążących decyzji, dotyczących życia Kościoła. Przywódczą rolę Piotra (prymat Piotrowy) wiąże się z jego misją w stolicy cesarstwa rzymskiego. Piotr kierował tamtejszym Kościołem. W Rzymie umarł śmiercią męczeńską. Katolicy, nie negując kolegialnego (wspólnotowego)  kierowania całym Kościołem przez zgromadzenia biskupów (sobory, synody), podkreślają, że każdorazowy następca Piotra (pierwszy biskup Rzymu) pełni z nadania Chrystusa w tych zgromadzeniach, a także w całym Kościele, rolę przewodnią. Papież wybierany jest przez zgromadzenie kardynałów. Zazwyczaj  swoją służbę sprawuje aż do śmierci. W XIX wieku na soborze watykańskim I zdecydowano, że papież jest nieomylny w sprawach wiary i moralności. Kościół tłumaczy, że niegodne zachowania niektórych papieży albo gorszące okoliczności ich wyboru, do których niekiedy dochodziło,  nie przekreślają Bożego powołania – „Ty jesteś Piotr i na tej opoce zbuduję swój Kościół” – skierowanego do wszystkich następców Piotra.

Kościół zielonoświątkowy

Wspólnoty protestanckie (w tym Kościół zielonoświątkowy) uważają, że Biblia wspomina przede wszystkim o wspólnotowym kierowaniu Kościołem przez apostołów oraz ich współpracowników. Pierwszy poważny spór dotyczący sposobu przyjmowania pogan do Kościoła, a w zasadzie otwarcia się Kościoła na ludzi spoza wyznania mojżeszowego, rozstrzygnięty został przez apostołów i starszych zgromadzonych w Jerozolimie (Dz 15). W dyskusji brał udział Piotr, ale także Paweł i Barnaba, a mowę podsumowującą wygłosił Jakub. To wskazuje, że słów Jezusa o budowaniu Kościoła na skale apostołowie nie zinterpretowali jako powołania Piotra do przewodzenia wspólnocie.  Wszystkie kluczowe decyzje dotyczące rozumienia prawd wiary podejmowano zawsze na soborach. Skałą, na której Bóg budował swój Kościół był nie tylko Piotr, ale też Paweł, Barnaba, Jakub oraz liderzy lokalnych wspólnot.  Kościół zielonoświątkowy wsłuchuje się w głos Ducha Świętego, który kieruje zarówno całą wspólnotą, jak i poszczególnymi zborami. Wszędzie, gdzie powstaje zbór, Bóg powołuje swojego Piotra, czyli osoby (pastorów i starszych), na których, jak na skale, chce budować swój Kościół.  W skali kraju wybierają oni radę Kościoła i naczelnego prezbitera (biskupa). Rada i prezbiter naczelny w imieniu całej wspólnoty podejmują jednak wyłącznie decyzje o charakterze administracyjnym.

Co na ten temat sądzisz? Czekamy na Twój list@ubodzywduchu.pl




Kościoły wobec lustracji




Wiele Kościołów w Polsce doświadczyło już dramatycznych rozliczeń z przeszłością. Okazało się, że w szeregach duchownych i świeckich byli ludzie, którzy za pieniądze, dla kariery, ze strachu, z usłużności, niekiedy z powodu walki z konkurencją religijną albo chęci zemsty podjęli współpracę ze służbami specjalnymi w latach 1945-1989. PRL upadł, archiwa zostały otwarte i nie ma miesiąca, aby nie pojawiła się jakaś nowa informacja o współpracy duchownych i świeckich z komunistycznym aparatem represji.



Tylko rozmawialiśmy

W każdym z Kościołów pojawiły się głosy krytyczne wobec lustracji. Ich autorzy zarzucają zazwyczaj zwolennikom rozliczenia nieznajomość realiów PRL. – Przecież musieliśmy rozmawiać z władzą – mówią. – Dzięki temu można było przynajmniej coś dobrego dla kościoła załatwić.

Trzeba przyznać, że niekiedy ich argumenty brzmią przekonująco, zwłaszcza jeśli odnoszą się do osób, które w poszczególnych Kościołach były oficjalnie delegowane do kontaktów z władzami komunistycznymi. Rozmowy z esbekami stanowiły niezbędny rytuał, bez którego Kościół nie tylko nie mógłby funkcjonować, ale wręcz narażałby się na różne niebezpieczeństwa. W trudniejszej sytuacji są ci duchowni i świeccy, którzy nie mieli w swoim zakresie obowiązków rozmów z władzami w celu rozwiązywania jakichś problemów wspólnoty. Część z nich tłumaczy, że nawiązywała kontakty z powodów duszpasterskich. Chcieli nawracać esbeków albo ich oswajać, pozyskiwać sympatię i wykorzystać dla dobra Kościoła. Do dzisiaj są przekonani, że rozmawiając wykazali się rozwagą. Ostatecznie przecież coś konkretnego dla Kościoła zyskali lub przed czymś groźnym Kościół obronili.

Bo tak każe Biblia

Są także tacy duchowni i świeccy pełniący funkcje kościelne, którzy przytaczają argumenty biblijne uzasadniające współpracę z władzami komunistycznymi. Zwłaszcza chętnie przywołują fragment z 13. rozdziału Listu do Rzymian: „Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu”. Swoją drogą warto przypomnieć, że to ulubiony fragment wielu tyranów, w tym cara Mikołaja I, pogromcy dekabrystów i powstańców listopadowych, organizatora masowych zsyłek na Sybir.

O czym jednak car oraz inni twórcy teorii opartych na wyrwanych z kontekstu wersetach biblijnych zapomnieli? O tym, co najważniejsze. O miłości Boga i bliźniego ponad wszystko. O tym, że Boga należy bardziej słuchać niż ludzi (Dz 4,19) no i przede wszystkim o kontekście samego 13. rozdziału Listu do Rzymian. We wcześniejszym rozdziale (Rz 12) Paweł zachęca Rzymian do wytrwałości w znoszeniu prześladowań, do trwania w wierze. A trwanie w wierze było wyrazem największego sprzeciwu wobec władców rzymskich. Wyrywanym z tego kontekstu 13. rozdziałem Listu do Rzymian można by usprawiedliwić wszystkich zbrodniarzy wojennych.

Jezus mówi, że co cesarskie należy oddać cesarzowi, ale zarazem dodaje, że co Boskie, należy się Bogu. Biblia nie wzywa wprawdzie do burzenia porządku politycznego, ale nawołuje do przemiany wewnętrznej, która  w istocie zmienia świat i czyni go lepszym. Motorem tej przemiany jest miłość do Boga i bliźnich. Nie ma w Biblii fragmentów, które zachęcałyby do posłuszeństwa władzy za cenę krzywdy bliźniego. Bo właśnie krzywda i związane z nią cierpienie drugiego człowieka, zrodzone z braku roztropności rozmawiających z esbekami, muszą stanowić centrum dyskusji o lustracji. W centrum problemu staje więc miłość bliźniego, a raczej jej brak.

Nie warto się tym zajmować

Są też inni przeciwnicy lustracji. Uważają oni, że szkoda na nią czasu. Szatan, ich zdaniem, podsuwa Kościołowi swoje stare dzieła, aby wierni wciąż się nimi zajmowali, aby uważali je za aktualne problemy, aby się dzielili, spierali, nienawidzili. Zohydzić przeszłość wspólnot chrześcijańskich. Zasiać wątpliwości. Zniszczyć autorytety. Tego chce szatan, dlatego Kościoły nie powinny zajmować się lustracją. Tak w skrócie argumentują niektórzy, zwłaszcza młodzi przeciwnicy lustracji. Tylko że w Biblii opisy zdrad i wyznań grzechów występują stosunkowo często. Pierwotny Kościół nie przemilczał win Piotra, Pawła, Marka i wielu innych. Potrafił z otwartą przyłbicą przyznać się do błędów. Jezusa zdradziła i wydała na śmierć  jedna z dwunastu najbliższych mu osób, człowiek, który chodził codziennie w Bożej obecności. Kościół nie chciał zapomnieć tej historii, nie wymazał jej z pamięci. Apostoł Paweł też nie uważał za stratę czasu wspominania okresu, gdy świadomie współpracował z wrogami Kościoła.

W archiwach IPN można znaleźć setki teczek świadczących o tym, jak cynicznie zostali potraktowani przez esbeków duchowni, którzy myśleli, że coś dla Kościoła załatwiają, przed czymś go bronią, kogoś nawracają lub prowadzą nakazany w Biblii dialog z władzą. Dodajmy – z władzą, która programowo walczyła z Bogiem i wiernymi wszystkich Kościołów chrześcijańskich.



Który skrzywdziłeś człowieka

Niebezpiecznym motywem podejmowania współpracy, który sprytnie wykorzystywała SB, była obecna wśród duchownych prawosławnych i protestanckich niechęć do Kościoła katolickiego,  częściowo zrozumiała w kontekście wspomnień mniejszości wyznaniowych z okresu sanacji. Do rozmów dochodziło więc z różnych powodów. Po każdej z nich esbecy sporządzali notatki. W konfrontacji z nimi wielu współpracujących przeżywa dzisiaj szok. Bo w notatkach uwypuklone zostały zazwyczaj informacje drugoplanowe. Często główny temat rozmowy jest wręcz nieobecny. Dla prowadzącego rozmowę esbeka ważniejsze są informacje i opinie o innych duchownych, plotki obyczajowe na ich temat, dane adresowe, kontakty w Polsce i za granicą.

Na podstawie sprytnie przeprowadzonej przez esbeka rozmowy powstawał w jego notatkach obraz sympatii i antypatii w Kościele, opis zaangażowania społecznego wiernych oraz ich stosunku do PRL i opozycji, powstawała także mapa wpływów poszczególnych duchownych, ich kontaktów krajowych i zagranicznych. Do czego potrzebna była ta wiedza? Do gry operacyjnej. Do wygrywania jednych przeciwko drugim. Do dbania o karierę tych, którzy sympatyzowali z PRL i rujnowania życia osobistego oraz  ścieżek rozwoju zawodowego tym, którzy wobec ówczesnego państwa byli krytyczni. W jaki sposób? Zakaz wyjazdu za granicę, wieloletni brak awansu w zakładzie pracy, zablokowanie studiów dla dzieci, szantaż, zmuszenie do emigracji, aresztowanie, więzienie, pobicie, skrytobójstwo.

Metod łamania ludzi było wiele. Wokół niezłomnych duchownych i świeckich różnych wyznań działali ich współbracia, gotowi usłużnie, czasem z zazdrości o sławę niezłomnego, do rozmów z esbekami. Na szczęście tych, którzy okazali wierną miłość Bogu i bliźnim, było zdecydowanie więcej niż tych, którzy krzywdzili. Wielki szacunek należy się wszystkim niezłomnym, także tym, którzy mając w zakresie swoich obowiązków kontakty z władzą, w żadnej z rozmów nikogo nie zdradzili. Zachowując roztropną powściągliwość, nie doprowadzili do krzywdy bliźniego.



Cyniczni gracze

Dotychczasowe badania historyków oraz kościelnych komisji wskazują, że obok rozmawiających z obowiązku i powściągliwie, obok krzywdzących brakiem roztropności albo prowadzących rozmowy z niskich pobudek, byli też i tacy duchowni oraz świeccy, którzy świadomie uczestniczyli w grze przeciwko Kościołowi. Zwerbowani przez SB wykonywali zlecone zadania. Wchodzili do ciał kierowniczych, manipulowali innymi przywódcami, a zdobyte informacje wykorzystywali do wykonywania następnych zadań. Wynagradzani, choć nie zawsze pieniędzmi, cyniczni gracze robili kariery, niszcząc konkurentów przy pomocy SB.

Dlaczego współpracowali? Najczęściej wcześniej ich złamano. Szantażowano na tle obyczajowym. Tuszowano wypadki lub przestępstwa. Ale były i inne motywy. Na przykład strach. Po wojnie komuniści zamordowali tysiące swoich wrogów nie tylko po to, aby ich wyeliminować, ale także po to, aby miliony innych przestraszyć. Inną, mało szlachetną pobudką współpracy były chore ambicje. Zostać wpływową osobą przy pomocy SB – dla niektórych duchownych i świeckich stanowiło to wystarczająco atrakcyjną ścieżkę osobistego rozwoju.



Ważne pytania

Przystępując do lustracji, trzeba zadać sobie jednak kilka pytań. Na przykład, czy esbeckie teczki są wiarygodnym materiałem? Czy esbecy zmuszani przez przełożonych do zdobywania informacji, nie kreowali ich? Czy nie wkładali w usta rozmówców informacji zasłyszanych lub przeczytanych w opozycyjnych mediach? Czy w notatkach z rozmów nie znalazły się informacje zdobyte przez esbeków przy okazji podsłuchów? Czy można na drodze do prawdy korzystać z materiałów sporządzonych przez ludzi, którzy Prawdę mieli w pogardzie? I wreszcie, czy przesądzając o upadku lub niezłomności bliźniego można oprzeć się na notatkach zredagowanych przez osoby kierowane przez Złego?

To tylko niektóre z pytań. Są one bardzo ważne dla ludzi wierzących. Rodzą kolejne pytania. W jakim celu kościół ma przeprowadzić rozliczenie z przeszłością? Czy może to zrobić bez sięgania do esbeckich archiwów? Czy takie rozliczenie mogłoby nawiązywać wprost do spotkań Jezusa z grzesznikami?

To ciekawe, że w Piśmie Świętym grzesznicy, których dotknęło przebaczenie Chrystusa, nie są spychani na margines. Zacheusz, Szaweł, Piotr i inni, świadomi swojej słabości, służyli Bogu po nawróceniu z jeszcze większą mocą, nie chowając się po kątach.

Dlaczego tak wielu zwolenników lustracji chce usunięcia w cień ludzi uwikłanych dawniej w kontakty z SB, nawet jeśli dokonała się w ich sercach przemiana i nawrócenie? Wydaje się, że znów w centrum musi stanąć miłość. Tym razem do grzeszników.

Trzeba jednak przypomnieć, że grzesznicy, których dotknęło Boże przebaczenie, publicznie, jak  Piotr, Paweł i Zacheusz, wyznali swoje winy. Albo przynajmniej jak jawnogrzesznica spuszczali głowę. Nie usprawiedliwiali się. A to, czego doświadczyli, przerastało wszelkie wyobrażenia o  Bożej łasce. Piotr, który zdradził Jezusa, usłyszał nad Jeziorem Galilejskim: „Paś owieczki moje!”.



Co na ten temat sądzisz? Czekamy na Twój list@ubodzywduchu.pl




Lustracja i przebaczenie




Rozmowa z biskupem Markiem Kamińskim o lustracji w Kościele Zielonoświątkowym w Polsce



Kościół zielonoświątkowy zajął na ostatnim synodzie stanowisko w sprawie lustracji. Dlaczego synod chce, aby odbywała się ona bez sięgania do archiwów IPN?

Zdajemy sobie sprawę z tego, że duchowni zielonoświątkowi, jak i świeccy pełniący kościelne funkcje, nie byli i nie są bezgrzeszni. Niewątpliwie mógł istnieć pewien typ relacji ze służbami specjalnymi PRL będący grzechem. Miało to miejsce wtedy, gdy przynosiło szkodę innym ludziom, Kościołowi, Ewangelii. Po pierwsze więc, nazywamy zło po imieniu. Po drugie, pamiętamy jednak o podstawowym przesłaniu Ewangelii – przebaczeniu. Chcemy zająć się przeszłością w duchu przebaczenia, pojednania i miłości. Do tego potrzebne jest wyznanie grzechu przez grzesznika. Dlatego w przyjętym stanowisku wzywamy wszystkich, którzy podjęli świadomą współpracę z SB, aby to wyznali przed Prezydium Naczelnej Rady Kościoła. Będziemy się z nimi modlić o Boże przebaczenie. Otwieramy też możliwość do składania przed Prezydium NRK świadectw przez osoby pokrzywdzone lub świadków ich krzywd. I na tego rodzaju świadectwach chcemy się opierać. To są wartościowe i wiarygodne źródła. Skruszeni grzesznicy, pokrzywdzeni oraz świadkowie krzywd.  Nie mamy natomiast zaufania, i tu wracam do zadanego pytania, do esbeckich papierów. Zostały wytworzone przez ludzi związanych z demonicznym systemem. Nie sądzę, abyśmy mogli zawierzyć takim świadectwom. Dlaczego mielibyśmy to robić? Ufać Złemu? Kto miałby to czynić? Komisja kościelna? Czy jej celem miałoby być rozliczenie przeszłości,  czy ratowanie grzesznika? Przecież obraz, jaki wyłoniłby się z prac takiej komisji, byłby jednoźródłowy, a efektem – rozliczenia bez łaski.

A co stanie się,  jeśli skruszony grzesznik będzie się wybielał, mówił, że żałuje, że on tylko rozmawiał i nie wiedział, że to może szkodzić, a dzięki tym rozmowom wiele dla Kościoła zyskał?

Zobowiązaliśmy się do obrony dobrego imienia tych, którzy będą wyznawać swoje winy. I będziemy to czynić w tym zakresie, jaki obejmie wyznanie. Przecież to jest wyznanie Bogu przed duchownymi z prezydium. Duchownych można oszukać, Boga nie. Jeśli człowiek wybiela swój grzech, to robi to tak naprawdę przed Bogiem. Z mojej praktyki duszpasterskiej wynika jednak, że jeśli już ktoś dojrzeje do przyznania się do grzechu, to raczej oskarża się na wyrost, niż winę pomniejsza. Wierzę, że skruszony grzesznik jest prowadzony przez Ducha Świętego i że Duch ten będzie też asystował duchownym z prezydium. Chcemy leczyć, nawracać, pomagać, a nie potępiać, odsuwać, przekreślać.

Czyli po wyznaniu i przebaczeniu osoba taka będzie nadal mogła służyć Kościołowi?

Tak, choć nie zawsze w tym miejscu i charakterze, co dotychczas. Kiedy do Jerozolimy, po swoim nawróceniu, wrócił Paweł Apostoł, wielu się od niego odsuwało. Pamiętali o jego przeszłości. Musieli stopniowo nabrać do niego zaufania.

Taki sposób rozliczenia z mrokami PRL nie wyklucza jednak powstawania prac historyków, którzy zajrzą do archiwów IPN. Może się wówczas okazać, że wewnątrz wspólnoty były osoby nie tylko nieroztropne czy za mało powściągliwe, ale wręcz takie, które zostały pozyskane przez SB i delegowane do ciał kierowniczych poszczególnych wspólnot, aby rozbijać jedność Kościoła, aby prowokować konflikty między wyznaniami, aby podjudzać je do wzajemnej krytyki i aby zmuszać do schlebiania władzy, która np. wprowadziła właśnie stan wojenny?

Tak, szatan zawsze i na różne sposoby walczył z Kościołem. Mam tego świadomość. Ale teraz mówimy o domysłach. Zadaniem Kościoła nie może być ściganie domniemanych zbrodni, lecz ratowanie upadłych. W końcu materia, którą Kościół przede wszystkim się zajmuje, to życie wieczne. To, co tymczasowe i ziemskie, jest ważne, ale – bądźmy szczerzy – stoi na dalszym planie. My chcemy ratować grzesznika przed wiecznym potępieniem. Utrata dobrego imienia przed ludźmi to tylko cień prawdziwej wartości. Pan Jezus określił to słowami: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją?”.  Niech więc Kościół zajmie się przede wszystkim pomocą człowiekowi w odniesieniu do wieczności, a historycy niech badają i oceniają doczesność. Działania Kościoła i działania historyków różnią się więc metodologią. Mają także odrębne cele. Jeśli historyk powinien stawiać sobie za cel poznanie faktów, to celem Kościoła jest pojednanie człowieka z Bogiem. Niech więc każdy zajmie się swoim zadaniem. Oczywiście wiem, że historycy zbadają dokładnie czasy PRL. I że prace te pokażą, zresztą już to pokazują, że zdecydowanie więcej było ludzi wiernych Bogu niż zdrajców, nieporównywalnie więcej niezłomnych niż takich, co upadli. A co zrobimy, jeśli  historycy odkryją jakąś bolesną dla nas prawdę? Będziemy się modlić, wezwiemy obwinionego, będziemy z nim rozmawiać, zachęcać do wyznania grzechów i nawrócenia, czyli ratować przed wiecznym potępieniem.

A co, jeśli ich nie wyzna?

Wówczas możemy usunąć go z funkcji kościelnych. Ufam, że przy takich rozstrzygnięciach będziemy wspierani przez Ducha Świętego. Że zanim podejmiemy decyzję, wysłuchamy wszystkich wiarygodnych świadków. Że uda nam się dotrzeć do pokrzywdzonych. Chcemy to wszystko robić w duchu ewangelicznej miłości, wzywając grzesznika do nawrócenia, a nie potępiając go. Kościół najpierw podaje rękę. Dopiero gdy zostaje odtrącona, dyscyplinuje swoich wiernych. Jezus miał i ma ręce zawsze otwarte dla grzeszników, choć wielu współczesnych to gorszyło. I tak jest do dzisiaj. Ale my musimy pozostać wierni Ewangelii – Dobrej Nowinie o przebaczeniu.

Co na ten temat sądzisz? Czekamy na Twój list@ubodzywduchu.pl


Stanowisko Synodu Kościoła Zielonoświątkowego w RP w sprawie lustracji




Kościół Zielonoświątkowy w Rzeczypospolitej Polskiej jest kontynuacją dwóch nurtów ruchu zielonoświątkowego: Związku Stanowczych Chrześcijan (od 1910 r.) i Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej (od 1929 r.), których zbory w okresie od 1947 r. do 1988 r. wchodziły w skład Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego.

Kościół Zielonoświątkowy, świadomy swej historii i przeciwności, z którymi musiał zmagać się w latach komunistycznej przeszłości, ufa, że nasi duchowni i wierni dali dobre świadectwo miłości do Boga i do bliźniego, i zachowali swoje życie od świadomej i działającej na niekorzyść innych współpracy z ówczesnym aparatem bezpieczeństwa.

Kościół Zielonoświątkowy ufa, ale i zdaje sobie sprawę, że niektórym z nas mógł zdarzyć się upadek, który obciąża sumienie i pamięć. Wobec takich osób, ze względu na miłosierdzie Boże, pragniemy zastosować biblijną zasadę: Jak Chrystus odpuścił wam, tak i wy (Kol 3,13).

Synod Kościoła Zielonoświątkowego upoważnia Prezydium Naczelnej Rady Kościoła do duszpasterskiego reprezentowania całego Kościoła w kwestiach odnoszących się do zmagań naszej wspólnoty w PRL–u oraz do duszpasterskiej rozmowy z każdym, kto chciałby wyznać swój grzech współpracy na szkodę bliźnich ze służbami bezpieczeństwa.

Synod zaprasza każdego obciążonego grzeszną współpracą ze służbami bezpieczeństwa  PRL do spotkania z Prezydium w celu wyznania swojego grzechu, do pojednania się z Bogiem i Kościołem.

Synod Kościoła Zielonoświątkowego zobowiązuje Prezydium Naczelnej Rady Kościoła do zachowania tajemnicy rozmowy duszpasterskiej; a po wyznaniu  i modlitwie, do obrony  dobrego imienia każdego, kto wyznał swój grzech.

Prezydium przeprowadzi rozmowę duszpasterską, podczas której zostanie dokonana moralna ocena wydarzeń, możliwości naprawienia szkód  oraz społecznych skutków warunkujących zdolność penitenta do dalszego wykonywania funkcji kościelnych.

Prezydium Naczelnej Rady Kościoła w przypadku przekonania o szczerości pokuty, ma zapewnić zainteresowanego  o przebaczeniu, pojednaniu z Bogiem i Kościołem oraz usłużyć modlitwą.

Prezydium może przyjąć wyznanie, gdy jest reprezentowane przez co najmniej dwóch przedstawicieli. Biskup, w przypadku nie uczestniczenia w rozmowie, musi być każdorazowo informowany o przebiegu spotkania.

Prezydium Naczelnej Rady Kościoła zobowiązane jest do ochrony dóbr każdej osoby na wypadek pojawienia się  w mediach informacji na temat jej przeszłości. Ma ona  polegać  na przekazaniu informacji, że osoba ta wyznała swój grzech, a to oznacza ostateczne zakończenie sprawy.

Prezydium Naczelnej Rady Kościoła nie będzie badać archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. Nie będzie także sporządzać żadnych notatek ze swoich spotkań, nie będzie również przygotowywać ani prezentować żadnego dokumentu końcowego.

Co na ten temat sądzisz? Czekamy na Twój list@ubodzywduchu.pl

Wróć do spisu treści